Quantcast
Channel: Edpholiczka - blog o perfumach. W oparach popkultury.
Viewing all 83 articles
Browse latest View live

Chloe - Love Eau Intense

$
0
0


Opisanie tych perfum to sprawa trudna - to jedne z tych, które są bardzo bliskie mojemu sercu. Biorąc pod uwagę, że te perfumy są już wycofane z produkcji, uważam że po prostu muszę o nich wspomnieć. Jest jeszcze szansa kupić je w nie najgorszej cenie, więc jeśli jeszcze ktoś z Was ich nie zna, a chciałby poznać - ma na to szansę.

Chloe Love Eau Intense to oczywiście mroczniejsza wariacja na temat pudrowego cuda, Love Chloe (również wycofanego z produkcji...). Główną nutą tych perfum jest irys, to pewnie dlatego te perfumy są dla mnie tak cenne. Oprócz tego pudrowego eleganta jest tutaj pełno fioletowych kwiatów, które wzmacniają zapach nadając mu nieprzemijalności i klasy.

Początkowo Love Eau Intense to fioletowy irys, który właśnie nieśmiało rozwija się, w końcu pokazując się w pełnej okazałości. Tona pudru, czystości i nieskazitelności. Asystuje mu heliotrop - cięższy, kremowy - który nadaje kompozycji kosmetycznej jakości. Eau Intense kojarzy mi się z tłustym kremem do twarzy, drogocennym olejkiem do ciała. I kobieta, którą widzę w tym zapachu to z pewnością ktoś w klimacie Cate Blanchett w filmie Aviator. Jest zadziwiająco chłodny i ciepły zarazem. Niemal jak Katharine Hepburn.


Sercem tych perfum jest charakterna, lekko pikantna mieszanka kwiatów. Wśród nich wyczuwam bez, hiacynta i przydeptaną wisterię (lekko ziemistą, intensywną...). Kwiaty łączą się perfekcyjnie, nie zmieniając początkowego charakteru kompozycji. Intense nabiera mocy i pikanterii (ja tutaj wyczuwam szczyptę pieprzu!) i aż chciałoby się wkoczyć w satynową sukienkę (albo kombinezon), złote szpilki i pobiec do fryzjera ze zdjęciem Katharine Hepburn.

Chloe Love Eau Intense to taki zapach współczesnego glamour inspirowanego buńczuczną
kobiecością.

Kiedy tak na skórze wirują te wszystkie odcienie fioletu, mam wrażenie, że perfumy stają się lekko matowe i wycofane. Bardzo stopniowo tonują swoje kwiatowe akcenty, wprowadzając tym samym piżmowe nuty otulone klasyczną, spokojną wanilią. To co w bazie tych perfum jest najpiękniejsze, to z pewnością zapach balsamu peruwiańskiego. W połączeniu z irysami, piżmem i wanilią tworzy nad skórą puszystą, zieloną chmurkę na której chciałoby się położyć i otulić jej ciepłem. Ostatnie godziny z Love Eau Intense to coś spektakularnego. Czy dlatego te perfumy (i cała seria Love) zostały uśmiercone?


Kilka osób mówiło mi, że te perfumy pachną ładnie, ale nie potrafiłyby ich nosić, że są zbyt wymagające. Dla mnie było to zaskoczeniem, bo wcale nie uważam aby one miały coś, co docenią tylko zaprawione nosy. Jeśli uważacie podobnie, koniecznie napiszcie o tym, z chęcią poznam inne opinie.

Love Eau Intense to perfumy trwałe - na mojej skórze utrzymują się około 9,10 godzin. Przez 3 godziny są mocno wyczuwalne i zbierają masę komplementów. Ze względu na ich pudrowość (i postępującą trudność zakupienia ich) polecam je raczej na okazje formalne, wieczorowe wyjścia. Staram się używać ich rzadko, by się do nich nie przyzwyczaić. Uwielbiam to, że za każdym razem gdy do nich wracam uderza mnie ich piękno. Zawsze dostrzegam w nich coś innego, ujmującego - czego nie udało mi się dostrzec wcześniej. Mało jest takich pachnideł. Zbyt mało.



zdjęcia Chloe Love Eau Intense mojego autorstwa, zdjęcie z filmu Aviator via imgbuddy.com

Clinique - Aromatics In White

$
0
0




Od dawna marzyło mi się dobre małżeństwo róży z paczulą. Pozwoliłam się uwieść różanej (na mój nos - malinowej) paczuli z pieprzem z perfum Jil Sander Everose. Ciężko jednak brać go na poważnie, jest świetny, ale raczej dziewczęcy, radosny i świetlisty. To raczej paczula i róża na pierwszej randce. Nie uważam też, że są to perfumy wybitne, ale bardzo dobrze się je nosi.

A ostatnio trafiłam na różę, która wraz z paczulą tworzy najpiękniejszą możliwą relację... I to właśnie jest Aromatics In White. Perfumy te są flankerem klasycznego szyprowca - Aromatics Elixir. Uwielbiam ten zapach, ale na potrzeby tej recenzji postaram się uniknąć jakiegokolwiek porównywania.

Aromatics In White to zapach szlachetny, głęboki i pełen klasy. Otwiera się w dymnym pomieszczeniu, gdzie pieprz unosi się w powietrzu, podłoga wyścielona jest liśćmi fiołka, a głęboki, skórzany zapach labdanum kusi i onieśmiela. Głowa tych perfum jest bardzo zielona, ale przy tym ciepła i bardzo "znajoma". Mam wrażenie, że gdzieś już ją wąchałam, ale to na pewno były inne perfumy...

Za nos ciągnie kwiat pomarańczy - intensywny, słodkawy i lekko dymny, a na piedestale znajduje się róża. Piękna, prosta i szlachetna - nie jest wcale słodka, przekombinowana ani też przesadnie "różana". Wydaje mi się, że jest ona całkowicie poddana paczuli i nie chce ani na chwilę jej zagłuszyć. To wszystko gra ze sobą po prostu idealnie. Róża w dymnej woalce, kryjąca się w pierzastej paczuli to zdecydowania ta, z którą potrafię się doskonale porozumieć.

Ciemne i chłodne oblicze kwiatów nie jest wcale zimne. Przypomina mi o pięknych kobietach, które wyglądają na bardzo szczęśliwe, nawet wtedy kiedy się nie uśmiechają. I wcale nie chodzi tutaj o niedostępność, ale umiarkowaną zachowawczość, mądry dystans. Aromatics In White to taka prawdziwa dama z dobrą duszą, najchętniej poprosiłabym o jej rękę (lub flakon).

Kiedy kwiaty tracą swoją moc, na mojej skórze robi się bardzo ciepło i przytulnie. To na pewno sprawka benzoesu przytulonego do wanilii, ale ani na chwilę nie robi się zbyt bezpiecznie. Aromatic In White nie lubi się spoufalać. Na straży zachowania charakteru kompozycji stoi szara, lekko matowa ambra i piżmo. Ten duet to taka niezawodna przyzwoitka. I bardzo dobrze - jeśli chciałabym podziwiać słodki benzoes, wtedy na pewno sięgnęłabym po Prada Candy.

Jak sobie tak o tych perfumach myślę, to nie mogę odeprzeć wrażenia, że byłyby one idealne dla mojej Babci. Już za kilkanaście dni minie rok od kiedy odeszła, ale jestem pewna, że te perfumy bardzo by się Jej spodobały. I to właśnie z Nią kojarzy mi się ten zapach, na pewno używała kiedyś (kiedy byłam dzieckiem) podobnego zapachu. Aromatics In White to pachnidło dla kobiety pięknej, mądrej i eleganckiej - takiej, której czas nie jest w stanie zmienić, niczego nie może jej odebrać. Jest ponadczasowy, klasyczny i ujmująco piękny. Tak jak moja kochana Babcia.

Dla mnie Aromatics In White to obecnie zapach melancholii i tęsknoty, ale nie chciałabym tego na Was przenosić. Koniecznie przetestujcie te perfumy i nadajcie im swoje własne znaczenie. Jestem pewna, że wielu z Was przypadnie do gustu :)

zdjęcie via fragrantica.com

Lancome - La Nuit Tresor

$
0
0






Moja miłość do Lancome rozpoczęła się od pokochania La Vie est Belle, a całkowite oddanie i szacunek dla tej marki przypieczętowało bliskie poznanie się z Hypnose i Poeme. Oczywiste jest to, że nowość Lancome znalazła się na liście moich zapachowych priorytetów.

Wiele osób fascynuje się Penelope Cruz i reklamą tych perfum. Mnie ona szczególnie nie rusza. Cruz kojarzy mi się z wyzwoloną, naburmuszoną uwodzicielką. Oglądanie tej reklamy było dla mnie swego rodzaju suspensem. Do ostatniej sekundy czekałam, aż Penelopa wbije swojemu partnerowi nóż w plecy ;) Spoiler alert - do tego w filmie nie dochodzi, możecie odetchnąć z ulgą.

Kobieta nosząca La Nuit Tresor, chyba nie byłaby zdolna do takiego czynu. Sama nosząc te perfumy czuję się jak rozanielona mimoza. Ku mojemu zdziwieniu - jest mi z tym bardzo dobrze.

Otwarcie La Nuit  jest dla mnie lekko przejaskrawione, do bólu piękne i ulepione z karmelizowanych gruszek. Nie dajcie się nabrać, gruszka z La Nuit to owoc zanurzony w karmelu i  różnego rodzaju lukrowanych posypkach, cukrze i czekoladkach. Po około 30 minutach sytuacja się łagodnieje, a ja wreszcie zaczynam się tym zapachem cieszyć (przyznaję, że z czasem mogłabym się w tym otwarciu zakochać, przy LVeB miałam podobnie...).

W spisie nut zapachowych podano w sercu kompozycji orchideę i różę. O ile róży żadnej tutaj nie doświadczam, to orchidea jest tutaj cudowna. Pudrowa, rześka, dumna i czekoladowa. Kiedy tak orchidea stawia czoła owocowym brzmieniom, na mojej skórze pojawia się coś absolutnie wspaniałego. Oblicza tego zapachu są dwa, które naprzemiennie wyłaniają się i ustępują miejsca temu drugiemu. Z jednej strony kwitnie wyborna słodycz wynikająca z połączenia pralinek z liczi, a z drugiej wyrasta wyrasta dymny roślina, która wydziela zapach paczuli i papirusu. Tego kadzidła nie uświadczymy tutaj zbyt wiele, jest go na tyle, by dodać zapachowi czegoś ciekawego, ale nie zniechęcić potencjalnych fanatyczek słodziaków*.

Zapach jest w klimacie kwiatowo - owocowym z mocnym akcentem na słodkość. Na mojej skórze pachnie bardzo silnie, ale matowo. Nie mam ochoty odgryźć sobie skóry, ani też co chwilę wąchać swojego nadgarstka. La Nuit Tresor to zapach, który przez 5 godzin zachwyca całe otoczenie, jest mocno wyczuwalny. Później traci swej mocy niewiele, a znika po 10 godzinach. Wygląda na to, że mnie polubił. Dla mnie to absolutny must-have.

Chciałam przy okazji dodać, że denerwują mnie porównania nowego Tresora do La Vie Est Belle**. Być może jest w nich coś wspólnego, w końcu pochodzą z tego samego Domu, są słodziakami... Może to moje wprawienie w słodziakach sprawia, że dyskwalifikuję ich podobieństwo na każdym etapie rozwoju kompozycji. Gdybym miała znaleźć cechy wspólne, to pewnie byłaby ich trwałość, choć mnie bardziej lubi LVeB, ona zostaje ze mną dłużej.

A wracając do promującej te perfumy Penelope Cruz - właśnie w moje łapki wpadła próbka perfum Agent Provocateur Fatale, które reklamuje Monica Cruz, siostra Penelope. Ciekawa jestem, czy Monica wbije mi nóż w plecy.Jeśli przeżyję, to na pewno powiadomię Was recenzją.

*Jakby fanki gourmand nie mogły gustować również w kadzidłach...
** Bo przecież o podobieństwie do klsycznego Tresora nie ma tutaj mowy, nikt  się nawet nie oszukuje.


foto via fragrantica.pl

Nowy wpis dla Perfumeria.pl: O perfumach z nutą herbaty

$
0
0


Na blogu Perfumeria.pl pojawił się drugi artykuł mojego autorstwa.


Tym razem za temat wzięłam sobie perfumy, które mają w sobie nutę herbaty. Dlaczego akurat teraz? Zapachy herbaciane działają na mnie kojąco i większość z nich jest lekka i rześka - idealna na lato. Zauważyłam, że ostatnio coraz rzadziej kategoryzuję zapachy według pór roku (kto perfumoholikowi zabroni Aliena w czerwcu?), jednak zapachy z tą nutą są (w moim odczuciu) zarezerwowane wyłącznie na ciepłe dni.
Mam nadzieję, że mój przegląd Wam się spodoba i znajdziecie w nim coś dla siebie. Zapraszam Was do lektury.

Aby przejść do artykułu, wystarczy kliknąć TUTAJ.

A jakie są Wasze ulubione perfumy z nutą herbaty?

Lancome - Tresor Midnight Rose

$
0
0





Lancome potrafi stworzyć dobrej jakości słodkie perfumy - jak mało kto. Hypnose, La Vie Est Belle i La Nuit Tresor to zapachy wspaniałe i cieszą się wielkim uznaniem, nie tylko moim. Dzisiaj postanowiłam się przyjrzeć kolejnemu słodziakowi tej marki i padło na Tresor Midnight Rose.
Perfumy te są flankerem flankera klasycznego Tresor. To już zbyt dobrze nie brzmi, prawda?

Twarzą tych perfum jest Emma Watson, przez wielu kojarzona jako Hermiona z filmów o Harrym Potterze. Aktorka ta jest śliczna i młodziutka, moim zdaniem pasuje idealnie na twarz "takich"c perfum. A co to znaczy "takich" perfum?

Tresor Midnight Rose to śliczny i uroczy zapach, który uderza słodkością w stylu perfum Britney i Aquoliny. Jest w nim coś, co mówi, że to Lancome, ale nosząc go mam wrażenie, że to lizakowa wariacja na temat Hot Couture Givenchy.

Wyobraźcie sobie młodą dziewczynę, która idzie na pierwszą porządną randkę. Chce pachnieć kobieco, świeżo i radośnie. I taki właśnie jest ten zapach. Otwiera się bardzo wyrazistym różem, z którego wyskakuje ciemna i dojrzała malina i róża. Jest tutaj wszystko - dosłownie wszystko. Słodycz cukierków, lizaków (z naciskiem na Chupa-Chupsy truskawkowo - śmietankowe), cukru pudru, dżemu i pączków i kwaśne cytrusowe żelki. Przeróżne słodkości przelatują mi przez myśl, aż zakręciło mi się w głowie.

Kiedy puder i cukier osiadają spokojnie na mojej skórze, róża jest już cała w strzępach i przypomina raczej potarganą naturalnie piwonię. I to właśnie ona na chwilę decyduje się wystąpić, szybko zastąpiona nabuzowanym przez różowy pieprz jaśminem. Wszystko to odbywa się w towarzystwie liści czarnej porzeczki, a ja obserwuję z niedowierzaniem. Tych perfum nikt nie nauczył dyscypliny! Wszystkie te nuty skaczą po sobie, żyją życiem to the max, usiłują się przekrzyczeć. Być może to pedagog przeze mnie przemawia, ale ja potrzebuję perfum, które będą słuchać mnie, albo chociaż takich, które dostrzegą moją obecność. Młoda dziewczyna, którą targają młodzieńcze hormony być może poskromi ten zapach. Mnie wystarczy już młodzieńczych zmagań i syzyfowych prac. Zawsze uważałam, że młodość (taka nastoletnie) jest przereklamowana.

Midnight Rose łagodnieje i pokornieje, próbuje mnie przekonać bym przestała się jej bać. Wyciąga w moją stronę dłoń na której jest śliczna i urocza wanilia. Czy to nie jakiś podstęp? Nie, przynajmniej jestem w stanie go przeżyć. Umiarkowana słodycz na standardowej piżmowo - cedrowej bazie jest bardzo przyjemna, ale też nie zapada w pamięć.

Wąchając te perfumy miałam wrażenie, że jestem na koncercie Jonas Brothers, depcze po mnie masa dziewcząt, piszczących i wykrzykujących oddane I love You w stronę swoich idoli. I choć zapach ten oceniam pozytywnie,to na pewno nie jestem jego adresatką. Jestem za stara na takie numery.


Trwałość perfum: około 7 godzin.
Foto via: fragrantica.ro

Givenchy - Organza

$
0
0





Latami zastanawiałam się, dlaczego Organza otrzymała takie a nie inne imię. Tkanina ta nie należy do najbardziej spektakularnych (przynajmniej w moim prywatnym zestawieniu), a perfumy Givenchy należą do tych, które potrafią przyciągnąć spojrzenie,  powalić na kolana a następnie znokautować.

Organza to jedne z tych perfum, które pachną tak klasycznie i elegancko, że nie sposób nie zaliczyć ich do największych dzieł współczesnej perfumerii. Dla mnie jednak to taka damulka z brudnymi myślami, bo Organza jest tak głośna i odważna, że aż momentami wulgarna. Co dziwne - udaje jej się to wszystko robić z taką gracją i rozwagą, że nie jestem w stanie jej w niczym skrytykować.

Modna ostatnio gardenia, to największa gwiazda tego zapachu. Jest wielka, kremowa, wilgotna i wywołuje odruchowe rozpinanie guzików pod szyją (nawet jeśli owych nie posiadamy). Kwiat ten oferuje nam sporo pikanterii, jego prawą ręką jest gałka muszkatołowa. Na drugim planie mamy kwiat pomarańczowy z bergamotką na zielonych nutach, ale ten drugi plan znika raczej szybko. Gardenia ze swoim pikantnym doradcą pozostają z nami na dłużej.



W sercu Organzy ma miejsce wielki bal kwiatów, na który nikt nie zaprasza, ale bez pytania wrzuca w wir roztańczonego kwiecia. Piwonie, irysy, tuberoza, jaśmin (i Bóg wie, co jeszcze innego...) pląsają w gorączkowym tańcu, a na samym środku siedzi sobie tuberoza i podziwia swoich adoratorów. Jest pępkiem świata i wszystko kręci się w okół niej. Ja bym nie narzekała. I nie narzekam.

Kiedy kwiaty zwalniają tempa, ze względu na podeptane i krwawiące stopy (powiało braćmi Grimm...) na mojej skórze pojawia się przepiękna wanilia. Szybciutko zbliża się do gardenii, ujmuje jej trochę kremowości, podkręca jej słodycz, a potem obie trwają sobie w pięknej harmonii przez kilka godzin... I gdyby to było pachnidło powstałe dzisiaj, to może taki byłby koniec (nie czepiam się gardeniowego Narciso, żeby nie było!) - śyczące waniliowe brzmienia rozmywane przez piżmo... Nic podobnego! Organza to perfumy, które ze skóry odchodzą przez kilka godzin i to w wielkim stylu. Ich baza jest ciepła i bogata. Wiele trzeba się domyślić, ale na pewno wyczuwalna jest w nim ambra, całkiem wyraźnie maluje się gwajak. Wszystkie nuty idealnie się uzupełniają i choć pachnidło jest to bogate, to całkiem pokorne (mówię jego bazie).

Dla wielu osób Organza i jej siła rażenia, oldschoolowe kwiaty i bezczelność będzie przestarzała. A dla mnie Organza jest po prostu zjawiskowa, niepowtarzalna. Jest jak najwspanialsza sztuka teatralna, gdzie siedzę w widowni ze wstrzymanym oddechem i wielkimi oczami, z zachwytem obserwując. Nie potrafiłabym nosić ich każdego dnia, nie chciałabym odjąć jej szyku codzienną rutyną. Jednak gdy zapragnę czegoś powalającego i klasycznego, na pewno sięgnę po Organzę.
I wiem już wreszcie, dlaczego właśnie Organza! Pracując w salonie sukni ślubnych zauważyłam, że to właśnie sukienki z organzy najszybciej się kurzą (a raczej - kurz jest na nich najbardziej widoczny, bo może się łatwo zaczepić). Bardzo często "odkurzałam" je, by nadać im odpowiedniego blasku. I kiedy wyglądały jak powinny wyglądać - były piękne. Niewiele kobiet chciało je przymierzać, tłumacząc się ich blaskiem i bogactwem, odwagą... Kiedy już znalazła się odważna klientka, to wyglądała w takiej sukni cudownie.

I tak jest z Organzą, trzeba ją odkurzać i odświeżać, by nie straciła swojego blasku i by o niej nie zapomnieć. Bo takie perfumy po prostu muszą pozostać zapamiętane. Noszone będą przez niewielu, bo są wymagające. Jestem pewna, że kobieta, która założy Organzę z pewnością siebie, będzie w niej wyglądała (i pachniała) perfekcyjnie.



Polecam wszystkim testy tych perfum.
Trwałość: około 11 godzin 






foto 1 via fragancias1000.net; foto 2 via basenotes.net

Agent Provocateur - Fatale

$
0
0


Perfumy marki Agent Provocateur przez bardzo długi czas były zamykane tylko i wyłącznie we flakonach w kształcie jajek. I właśnie te zapachy darzyłam wielkim szacunkiem i sympatią. Kiedy pojawiła się wiadomość o nowym pachnidle w zupełnie nowej butli, czułam zarówno zaciekawienie jak i smutek. Czułam dreszczyk emocji, który towarzyszy poznaniu czegoś zupełnie nowego, ale wiedziałam też, że to raczej wiąże się ze słabszą jakością, albo zmianą kierunku tworzonych zapachów. Agent wziął się za słodziaki. Z jakim skutkiem?

Wyobraźcie sobie, że wynajmujecie pokój w hotelu. Wchodzicie do pokoju, rozglądacie się po pomieszczeniu, badacie łóżko i orientujecie się, że prześcieradło i pościel nie zostały wymienione po poprzednich lokatorach. Czujecie zapach, który mógłby towarzyszyć tylko zbliżeniu pierwszego stopnia pomiędzy La Vie est Belle i Jimmy Choo. Przy czym zaznaczam, że o wiele więcej jest tutaj śladu po Lancome niż po Choo.

Wącham i nie wiem o czym myśleć. Pierwsze 15 minut z tym zapachem to coś, co nazwałabym La Vie est Belle Exotic. Do LVeB dodano zapach mango, już sobie wyobrażam reklamę z uśmiechniętą Julią Roberts wypoczywającą pod palmami z drinkiem w dłoni. I wybaczyłabym to, ale to nie Lancome. To Agent Provocateur. I nie miałabym wiele przeciwko, gdyby marka wcześniej nie urodziła nic ambitnego. Ale klasyczny Agent Provocateur, Maitresse i L'Agent to prawdziwe cudeńka. Marka zboczyła na tor zadowalania tłumów i nie wiem czy to wybaczę, muszę się zastanowić.

Fatale to początkowo mango i czarne porzeczki pląsające w mgiełce różowego pieprzu, a pojawienie się gardenii i paczuli nie jest w stanie wiele zmienić. Fatale po prostu pachnie bardzo podobnie do La Vie est Belle. Oczywiście, zapach nie jest identyczny, Fatale wiele brakuje by być autentycznie podobnym. Mango miało pewnie kompozycję trochę 'useksualnić', i nie zaprzeczę, że zabieg się powiódł. Fatale trwa na skórze przez około 9 godzin, więc spisuje się wspaniale. W jego bazie jest orchidea, która bardzo przypomina mi Jimmy Choo. Dużo jest tutaj także czekolady... Jest raczej słodko, bez wyrafinowania. Może nie bez powodu Monica Cruz w reklamie zwisa w samej bieliźnie (no, ba! w końcu to Provocateur - marka bieliźniarska) na łańcuchu. Te perfumy to taki seks na sznurku.

Z jednej strony zapach ten jest bardzo ciekawy i ładny, ale jego podobieństwo do LVeB aż boli. Jeśli ktoś z Was szuka taniej wersji tego właśnie zapachu, to Fatale może być dobrym pomysłem. Mnie flakonik kusi, ale muszę zdecydowanie jeszcze nad tym pomyśleć. Na pewno lepszym pomysłem jest kupienie poprzednich Agentek, one są oryginalne i odważne.


foto 1 via dolcediamantedolce.com; foto 2 via smartologie.com

Tom Ford - Black Orchid

$
0
0


 

Każdy perfumoholik żyje dla olfaktorycznych emocji. Kiedy szczęśliwiec z przeczulonym nosem trafi na coś niezwykłego, zdolny jest podskoczyć z zachwytu. Coś o tym wiem, bo właśnie powróciłam z podskoku, który porwał mnie w lot nad fabryką czekolady Willego Wonky... Zamiast ekscentrycznego świra spotkałam Carę Delevingne na wysokich obcasach w MAŁEJ czarnej, stos czarnej gorzkiej czekolady i paczulę.

Uwielbiam czekoladę w perfumach. Odpowiada mi taka słodziutka - mleczna - jak w większości czekoladowych pachnideł. Niekoniecznie przekonuje mnie  czekolada Il Profvmo - coś mi w niej brzydko pachnie (choć powiem szczerze, że jeszcze czekam aż najdzie mnie na nią chęć i wtedy pojawią się odpowiednie fajerwerki). Najbliższa ideału jest La Perla Dark Extacy... Zagrożeniem dla niej może być tylko Black Orchid, choć jeszcze tego wewnętrznie nie rozstrzygnęłam (te zapachy są z zupełnie innych bajek).

Przechodząc do Black Orchid... Ma wszystko, co czyni go zapachem idealnym. Już od samego początku przedstawia coś niesamowitego. Pełne przepychu trufle leżą w towarzystwie owoców i kwiatów. Uderzają mnie puszyste, wyrafinowane gardenie (kochają mnie w tym roku, kochają), ylang-ylang patrzy na mnie z buńczucznym grymasem, czarne porzeczki pękają od nadmiaru soku, tryskają, plamiąc na purpurowo jaśmin, który wydaje się być bardzo zadowolony - nie próbuje nawet  pokazać pazurków... Co zadziwiające - wszystkie nuty atakują mnie, ale nie przeszkadza mi ten rodzaj agresji. Ford reżyseruje swoich wojowników bardzo precyzyjnie. Nic mnie tutaj nie męczy, nawet w zwiększonych dawkach.

Pojawia się zapach suszonych owoców w asyście przypraw, które depczą energicznie po lotosie (dla takich chwil się żyje!). Na scenie dzieje się wiele, ale to już końcówka popisów Forda. Nadchodzi czas na prawdziwą gwiazdę. Czekolada ma oblicze wyjątkowo ciemne - jest pełna goryczki i brudnych myśli. Leży w napuszonej, brudnawej  paczuli, nad nią unosi się zapach kadzidła... I to właśnie te nuty są tutaj dominujące, choć wyczuwalna jest również wetyweria i ambra. I tak sobie w towarzystwie tej tajemniczej, rozpustnej, zepsutej czekolady przebywam przez kilka godzin, myśląc - Michael Jackson wiedział, co dobre. Kiedyś już pisałam o ulubionych perfumach Michaela, dla osób niewtajemniczonych - podobno Black Orchid były jednymi z nich. Absolutnie mnie to nie dziwi.



Black Orchid to perfumy pełne tajemnicy, magii, zmysłowości, niecodziennych rozwiązań i przedziwnych połączeń. Koniecznie je przetestujcie, nie można ich przegapić!


Trwałość tych perfum - około 11 godzin.
foto 1 via twitter.com; foto 2 via mjtruthnow1.wordpress.com

Nowy wpis dla Perfumeria.pl: O "wielkiej" filozofii dobierania zapachów, dla początkujących

$
0
0


W moim najnowszym artykule dla Perfumeria.pl zawarłam porady dla początkujących "wąchaczy", którzy pragną znaleźć dla siebie idealny zapach. Podjęłam próbę uporządkowania podstawowych zasad, tak aby proces testowania nie został zakłócony.  Przed wyruszeniem na łowy należy sobie kilka kwestii przemyśleć.


  • Co musimy o sobie wiedzieć zanim zaczniemy szukać wymarzonych perfum? 
  • Czego musimy się pozbyć przed jakimikolwiek testami perfum?
  • Jak zabrać się do selekcji zapachów?

Odpowiedzi na te pytania znajdziecie tutaj.

Koniecznie dajcie znać, co myślicie o moim tekście i jego treści :) Zdaję sobie, że czytają mnie głównie zaawansowani wąchacze*, ale pisanie dla tych zagubionych, którzy stawiają pierwsze kroki, uważam za wielkie wyzwanie. Jeśli uznacie, że tekst jest przydatny, podzielcie się nim ze znajomymi, którzy poszukują takiego "specyficznego" poradnika.

* Choć przyznaję, że trudno to ocenić, bo nie każdy decyduje się zostawić komentarz i tym samym nie pozwala się poznać

zdjęcie via Perfumeria.pl

Juicy Couture - Viva La Juicy Gold Couture

$
0
0

Viva La Juicy to wyjątkowo pozytywny, młodzieńczy zapach dla młodej (duchem) kobiety. Cała masa rozpędzonych owoców, kwiaty umoczone w karmelu krzyżują się tworząc coś niezwykłego. Nic genialnego, ale naprawdę przyzwoitego. Czym może być wersja Gold Couture?

Gold jest przyzwoitą wariacją na temat klasyka. Podkręcono nutę karmelu, zniwelowano nutę owocową, ograniczono ją do kilku wyskoków. Gold ma zdecydowanie więcej karmelków, mniej wszystkiego innego. To zapach uproszczony, choć trzymający się raczej wiernie swojego poprzednika. Na tym mogłabym skończyć, ale zdaję sobie sprawę, że osoby nieznające klasyka poczują niedosyt. Będzie więc kilka słów na temat Gold Couture.

Otwarcie Gold to zapach dzikich jagód i karmelków, ale takich wąchanych przez papierek. Na rozwój słodkiej nuty trzeba poczekać. Zanim rozwinie się cukierek, przychodzi kolej na kwiaty. Słodziutki, młody jaśmin dumnie się puszy przed spokojnym wiciokrzewem... Zapach jest młodzieńczy i stanowczo amerykański. Po około godzinie wąchania cukierków przez papierek pojawia się słodziutki i lekko syntetyczny karmel. Ciągnie się, ale raczej leniwie. Towarzyszy mu sandałowiec i wanilia z przydeptaną ambrą. Kwiaty znikają i pojawiają się na nowo, dodając kompozycji rześkości. Nie ma cudów, ale jest bardzo przyzwoity zapach. Utrzymuje się na skórze przez około 5,6 godzin. Szkoda, że nie pozostaje choć 2 godziny dłużej.

Przyznam, że czuję się nim oczarowana i z chęcią zobaczyłabym Gold Couture w kolekcji, nawet bardziej niż podstawowe Viva La Juicy. To taki słodziak na amerykańską modłę - ani on przesadnie słodki, ani kwiatowy. Dynda pomiędzy różnymi etykietkami i jest bardzo niezobowiązujący. I takiego zapachu trochę mi brakuje w moim gangu. To taki zapach dla Golden Girl w wydaniu Mariah Carey, jak dla mnie - SOLD.


 Przetestujcie go :)

foto via theperfumegirl.com;foto Mariah Carey z klipu Triumphant via gangstersaysrelax.com

Kiedy reformulacja perfum zaczyna boleć...

$
0
0


 Ten wpis będzie miejscem do ponarzekania. Jeśli czujecie potrzebę się wyżalić w kwestii perfum (inne też są dozwolone) i tematów pokrewnych - proszę bardzo, czujcie się zaproszeni.

Jestem osobą, która bardzo ekscytuje się, kiedy tylko wykryje najmniejszy przejaw zainteresowania perfumami u rozmówcy. Ostatnio, podczas spotkania z bardzo dobrą znajomą, wstąpiłam z nią do jednej z sieciowych perfumerii. Początkowo zaczęłyśmy z Agnieszką przeglądać nowości, zaczęłam podsuwać jej zapachy, które powinny się jej spodobać i obserwowałam jej reakcje na poszczególne propozycje. Bezcenne, uwielbiam takie spotkania w perfumeriach. Kiedy już pokazałam Agnieszce wszystkie perfumy godne polecenia, zwróciłam uwagę na kilka klasyków, przy których Aga stwierdziła, że musi do nich dorosnąć. To dziewczyna ze wspaniałą wrażliwością i otwartym umysłem. Ma kręg ulubionych zapachów, stara się stopniowo wychodzić poza swoją strefę komfortu i odkrywać nowe zapachy. To dla mnie niezwykłe - być  świadkiem czyjejś podróży w świecie zapachów. W pewnym momencie  podeszłyśmy pod miejscówkę perfum Chanel. Zaczęłyśmy od Piątki, ostrzegłam Agę, że nie pachnie jak powinna (ze względu na zmianę formuły). Następnie powiedziałam jej, że moje ulubione perfumy Chanel to Coco. Zarówno EDP jak i EDT są wspaniałe, różnią się znacznie (według mnie) i zasługują na przetestowanie. Sięgnęłam odruchowo po EDT, bo to właśnie toaletową Coco posiadam w swojej kolekcji. Już trzymając ją w dłoni zauważyłam, że jej płyn nie jest koloru brzoskwiniowego. Był żółto - zielony, mało atrakcyjny. Kiedy powąchałam zawartość prawie się załamałam. Co to ma być?! Niemal krzyknęłam. Coco EDT to bogata artystokratka z ciągotami do słodkiego i złego. Coco, którą miałam okazję powąchać to zapach karykaturalny, przerysowany i bez żadnej głębi - prawie jak prostak, który z puszką piwa w dłoni i wulgaryzmami na języku próbuje zaimponować porządnej dziewczynie z dobrego domu. Pierwsze moje skojarzenie zapachowe poszło w stronę zasuszonej, zakurzonej hortensji, którą moja mama trzymała kiedyś we flakonie - jako martwą ozdobę. Do tej pory nie byłam świadoma, jak reformulacja ukochanych perfum może zaboleć. Myślałam, że to lekka przesada. A teraz uświadamiam sobie, że moja kochana Coco EDT z 2009 roku to tylko około 90ml, które kiedyś mnie pożegnają i pozostaną mi te dzisiejsze popłuczyny.


Tutaj cenna uwaga - jeśli kupujecie w sklepach próbki, pytajcie o kod ze spodu flakonu z którego perfumy zostały odlane. Jeśli oczaruje Was stara wersja w próbce, a potem kupicie nową, możecie się zawieść. Może też być odwrotnie. Na tyle na ile to możliwe - pilnujcie kodów i roczników.
Kolejna uwaga - nie kupujcie Coco (zarówno EDP jak i EDT) wyprodukowanej po 2010 roku. To może zakończyć się depresją.

Jak już jesteśmy przy narzekaniu - nie mogę już narzekać na Fragranticę. Nie żebym była obrażona czy coś - spędzam tam wspaniale czas i nie wyobrażam sobie bez tego poratllu dnia. Nie mogłam jednak wybaczyć im braku rozróżnienia Coco EDP, EDT i Parfum. Teraz już każda wersja ma swoją osobną stronkę i jestem zadowolona.

Czy mój cały świat kręci się wokół Coco?

Które reformulacje zabolały Was najbardziej?
Czy znacie przypadek reformulacji, która pomogła perfumom, polepszyła je?

Givenchy - Pi

$
0
0





Perfumy z dominującą nutą wanilii przyciągają mnie jak żadne inne. Jestem jak ćma, która próbuje przytulić się do ognia, lecę w stronę wanilinu, a potem dziwię się, że jestem nimi przesiąknięta i ginę. Ostatnio zanurzyłam się w Pi od Givenchy i mam nadzieję, że  ten romans przetrwa.

Edpholiczka raczej nie testuje męskich zapachów zbyt często. Nie wynika to z uprzedzeń, ani niechęci. Perfum typowo kobiecych jest po prostu tak wiele, że na te przeznaczone dla panów zwyczajnie nie starcza czasu. Przypisywanie perfumom płci nie ma zbyt wielkiego sensu, bo uważam, że każdy powinien nosić perfumy, w których po prostu dobrze się czuje. Ja się bardzo dobrze poczułam w Pi i nie interesuje mnie to, że jest to "zapach męski". To  niesprawiedliwe, żeby taki wspaniały okaz był przeznaczony tylko dla mężczyzn. Wiele kobiet się na nim poznało i wywalczyło sobie flakon, ja zamierzam pójść w ich ślady.

Pi to pachnidło drzewno - orientalne. Jest tak specyficzne, że nie sposób go nie zauważyć, zlekceważyć. Pierwsze nuty, które wyłaniają się z Pi to rozmaryn, estragon i bazylia. Otwarcie jest wyjątkowo świeże i pobudzające zmysły. Aromatyczne nuty ziołowe bazują w centrum, gdzieś w tle znajduje się mandarynkowa słodycz - rześka i naturalna. Bez dodatku niepotrzebnego cukru.
Za zielonym, dumnym otwarciem kryje się całkiem wycofane serce kompozycji... Pełno w nim kwiatów, również charakternych, ale przetrzymywanych w cieniu - Pi należy do wanilii, więc występ kwiatów nie ma prawa się przedłużyć. Wyczuwam tutaj wyjątkowo spokojne neroli, geranium i anyż. Nuty są idealnie wymieszane, dopasowane. Pachną bardzo "namacalnie". Czuję je i potrafię je sobie wyobrazić, wyglądają pięknie.

To co najlepsze wychodzi z Pi bardzo szybko. Wanilia jest wielka, ciężka i kremowa, podtrzymywana przez benzoes tonkę i słodziutkie migdały. Męskim pierwiastkiem jest tutaj cedr, który równoważy słodycz, nie pozwala jej wskoczyć w suknię operowej diwy. Pi to zmysłowy słodziak z drzewnym kręgosłupem - jest gdzieś pomiędzy kobiecością a męskością. Myślę, że to perfumy, które spokojnie można dzielić ze swoją drugą połówką. Uwielbiam ich rozwój, oryginalność i trwałość (około 9 godzin), muszę rozejrzeć się za flakonem.
 

Dziękuję Ziu, która mnie z Pi poznała i Urwiskowi, który mi o tym zapachu przypomniał :)

Chanel - Coco Mademoiselle

$
0
0






Coco Mademoiselle to perfumy, które opisałam chyba z 10 razy zanim zdecydowałam się na publikację tekstu. Za każdym podejściem rezygnowałam. Nie byłam zadowolona z tego co napisałam, sama nie wiedziałam co o CM myślę. Dzisiaj już wiem i zdania nie zmieniam.

Coco Mademoiselle to wielki wysiłek ze strony Chanel, aby ubrać starą dobrą Coco w potargane jeansy, biały t-shirt i lśniące Conversy. Chanel nie stara się stawiać wyzwań olfaktorycznych swoim klientkom. Perfumy tej marki są coraz bardziej proste i oczywiste. Coco Mademoiselle stawiam na równi z Chance, nazywając je ładnymi, przyzwoitymi świeżakami. Dla wielu osób te perfumy będą kwintesencją elegancji i luksusu. Mnie te zapachy nie przeciągną na tę stronę, po prostu dlatego, że w perfumach szukam większej głębi. Dla mnie klasa to Coco, No 5, No 19. Czując się dobrze w tych perfumach nie można przesadnie pochwalić tych lżejszych.

Nie  mogę jednak odmówić Mademoiselle uroku - zerka na mnie figlarnie, mam wrażenie, że nosi mi się ją o wiele przyjemniej niż kilka lat temu. Dla mnie to lekki, dziewczęcy zapach na każdy dzień. Nie mam flakonu, ponieważ casualowy zapach na każdy dzień nie musi być dla mnie aż tak kosztowny.

Coco Mademoiselle to bergamotka z wielką mocą i trwałością, ale ugrzecznioną i uproszczoną przez przyjemne nuty owocowe. Sok pomarańczowy i kwaśne mandarynki pięknie przełamują bergamotkowy grymas. Zapach całkiem szybko przechodzi do swojego serca,  a w nim pełno jest kwiatów. Dla mnie wyczuwalny jest tu przede wszystkim jaśmin i romantyczna, anorektyczna różyczka. Momentami uchwycić mogę mimozę (moją ukochaną), ale nie zostaje ze mną na długo - a szkoda. Nuty kwiatowe są ściągnięte do poziomu współczesnych pachnideł - nie mają głębi ani niezaprzeczalnego charakteru. Nawet ylang-ylang pachnie porażająco nowocześnie - jakby ktoś je spryskał lakierem do włosów.

To, co Chanel nam oferuje, to bardzo czysty, perfekcyjnie przyjemny akord kwiatowy. To dlatego kobiety tak szaleją za tym zapachem - jest tak milutki, czysty, rześki, ale przy tym tak luksusowy (włączam flakon i otoczkę pachnidła),  że trudno mu się oprzeć.
W bazie Coco Mademoiselle króluje paczula, która osiada na kwiatowo - owocowej chmurce, a towarzyszą jej ciepłe nuty (około)opoponaxu, wanilii i piżma. Cała kompozycja utrzymana jest w takiej samej tonacji i tym samym tempie - zmieniają się tylko nuty. Od początku do końca Mademoiselle jest przyjemna, ładna i niezobowiązująca. Wspaniale utrzymuje się na skórze - szczególnie jak na zapach "świeży" - do około 10 godzin. Otoczenie na pewno wyczuje te perfumy przez co najmniej 5 godzin od aplikacji. Trwałość tych perfum mnie zaskoczyła, w sumie nic innego nie może tutaj zadziwić.


Podsumowując,
Miłości między mną a Coco Mademoiselle nie ma. Zapach ten podoba mi się, ale nie zachwyca, nie budzi we mnie emocji, nie wkłada do głowy żadnej wizji ani obrazu. Dla mnie to taki zapach do pracy w biurze, do załatwiania różnych spraw, wtedy kiedy nie potrzebujemy wywrzeć zapachem szczególnego wrażenia.

Jest w niej coś bardzo współczesnego, trochę romantycznego.
Coco Mademoiselle to po prostu nie jest moja para jeansów.


foto 1&2 via fragtantica.com

Givenchy - Ange ou Demon Le Secret Elixir

$
0
0






Ostatnio w moje ręce wpadła próbka perfum Ange ou Demon Le Secret Elixir. Nie jestem wielką fanką Le Secret, ale uważam, że nosi się ją niezwykle przyjemnie. Coś lekkiego i niemożliwie dającego się lubić. Wersja Elixir spodobała mi się nawet bardziej, dlatego postanowiłam Wam o niej wspomnieć.

Elixir to przede wszystkim świeżość słodkiej, chłodnej herbaty doprawionej cytryną. Lekkiej gorzkości dodaje zachowawczo charakterne neroli. Wyobraźcie sobie popijanie schłodzonej herbaty w basenie, podczas egzotycznych wakacji... Ten zapach ma w sobie coś bardzo... relaksującego.
A przy tym, jest to zapach wakacyjny, świeży, ale bardzo elegancki. Do tego basenu nie wejdziecie bez porządnego bikini.

W drugim akcie herbata nabiera słodyczy, na cytrynce osiada cukier, który idealnie się na niej rozpuszcza. Pojawia się bardzo delikatny, kuszący jaśmin. Gdyby był trochę silniejszy, to pomyślałabym, że wyskoczył z Alien Sunessence EDT Legere (miałam kiedyś butelkę, ale poszła w świat). Givenchy podaje nam chłodną jaśminową herbatę z cytryną i cukrem. Bardzo mi smakuje, poproszę dokładkę! Zapach nie jest skomplikowany, łapie za nos swoją prostotą i świeżością. Po perfumach z Elixir w nazwie spodziewałam się czegoś mroczniejszego, bardziej zawiesistego. Muszę jednak przyznać, że to co otrzymałam również bardzo mi się spodobało.

Poza jaśminem mamy tutaj nieśmiałe pląsy kremowego frangipani i kwiatu pomarańczy. Na mojej skórze są bardzo słodkie, ale bez przesady. Momentami przypominają mi o Black XS L'Exces od Paco Rabanne, które uwielbiam. W bazie Elixiru wyczuwam bardzo niewyraźnie wanilię i piżmo, z cieniem cedru. Ten kuzyn Le Secret bardzo szybko znika z mojej skóry, po 6 godzinach nie ma po nim śladu. Oczekiwałam, że Elixir wsiąknie w moją skórę i pozostanie na niej trochę dłużej. Jest dość ulotny, ale wybaczam mu to.

Coś, czego nie mogę Givenchy wybaczyć, to na pewno nazwa tych perfum. Czy nie mogli dołożyć jeszcze kilku słów? Nie wydaje się Wam, że jeszcze brakuje w niej zdania złożonego?
Wiele mnie kosztowało, by nie rozpocząć tej recenzji właśnie od tego komentarza. Przy kolejnym flankerze Ange ou Demon moja cierpliwość może się skończyć. Temu najnowszemu (Le Parfum) darowałam, bo pachnie bosko.


foto via designscene.net

Halle Berry - Halle

$
0
0









Nie lubię narzekania na perfumy celebryckie, choć ostatnio nie pojawiają się żadne ciekawe. W takich chwilach warto spojrzeć w gwiazdorską przeszłość i poszukać perełki. Do takich na pewno należy Halle z 2009 roku, sygnowana przez aktorkę Halle Berry.

Pachnidło wyróżniające się, niezwykle przyjemne i trwałe. Obecnie można kupić je w świetnej cenie (100ml za 58 zł), sama na pewno się skuszę. Halle to świetny zapach na wakacje, albo przypominający o letnim wypoczynku - może poprawić humor w środku zimy. Wiem, próbowałam.

Pachnidło to zbudowane jest na zasadzie zapachowej piramidy. W jego głowie znajdziemy liście figi, kwiat gruszki, bergamotkę, w sercu mimozę, frezje i hibiskus, a w bazie olibanum, ambrę, piżmo, drewno sandałowe, drewno dryfujące po morzu (mój hicior). I wszystkie te wymienione nuty, które cytuję za Fragranticą są tutaj wyczuwalne, nie zaprzeczam. Na mnie jednak Halle pachnie od początku do końca bardzo podobnie, bez żadnych większych zmian.

Wyobraźcie sobie piękną, ale zmęczoną kobietę, która udaje się na wakacje z mężem i trójką dzieci. Zostawia pociechy pod opieką ukochanego, zabiera ponton i rusza w stronę morza. Jest bezbarwna, brakuje jej uśmiechu i zapachu. Wydaje się jej, że jest niewidzialna. Wylegując się na morzu zauważa kawałek drewna, który swobodnie dryfuje na wodzie. Sięga po niego, a następnie sprawdza, czy on czymś pachnie. Czuje piękny zapach drewna i soli, jej zmysły się budzą, pojawia się uśmiech. Od tego wszystkiego ona sama zaczyna pięknie pachnieć a jej cera nabiera barw. Drewno sandałowe w uścisku ze słodkim zapachem woskowej frezji, cieplutka ambra - to wszystko na niej się pojawia. Halle to zapach drewna pocałowanego przez słońce owocowym sokiem. Potrafi poprawić humor, ukoić zmysły, działanie ma magiczne. Kto by się spodziewał tego po Halle*?

Momentami Halle przypomina mi o jakimś słodkim, brzoskwiniowym drinku, czasem wydaje mi się bardziej spokojny, poważny. Tak czy inaczej, to na pewno jest jeden z najlepszych zapachów z kategorii Celebrity, nie można go zlekceważyć (na pewno nie za takie pieniądze!). Potrafi być słodki, drzewny, zmysłowy, słoneczny i wakacyjny, a przy tym tak bogaty i trwały**, że ciężko w to uwierzyć. Dobra robota, Halle!

* Przyznaję, dalej jestem do niej uprzedzona po tym, jak zabrała Oscara za obnażenie biustu... Sprzątnęła go sprzed nosa mojej ukochanej Nicole Kidman. Na szczęście dorosłam, zmądrzałam i już nie wzruszają mnie decyzje Akademii.
** Na mojej skórze utrzymuje się około 7 godzin.

foto via theperfumegirl.com

Gucci Oud

$
0
0



Oud przedarł się do mainstreamu na dobre. Różne są tego skutki - jedne kompozycje są zadziwiająco dobre, inne przerażająco przerysowane. Gucci Oud to perfumy, które ja widzę gdzieś po środku, są ładne i przyzwoite. Coś jest w uniseksach oudowych (tych mainstremowych), że grają bardzo bezpiecznie.

Spójrzcie na spis nut zapachowych:
Nuty głowy: gruszka, szafran, malina
Nuty serca: róża bułgarska, kwiat pomarańczy
Nuty bazy: oud, paczula, ambra, piżmo

Czy którakolwiek z nut może być dla nas zaskoczeniem, oryginalnym rozwiązaniem? Czy jest wśród nich znajdziemy coś nietypowego? Nie. Gucci stawia na pewniaki, ale dzięki temu zapach wyszedł dobry, na pewno znajdzie swoich odbiorców. Za tym pójdą pieniądze.

Otwarcie tych perfum jest owocowe z nutką pikanterii. Wyczuwam tutaj przede wszystkim maliny z szafranową posypką, momentami przedziera się sok brzoskwiniowy (a może jednak morele?). Dziewczęco i lekko. Po kilkunastu sekundach Oud przybiera trochę mroku, jego oblicze poważnieje, owoce fermentują. W sercu Oud znajdują się rzeczywiście kwiaty. I pierwsze skrzypce gra oczywiście róża - bo jakże by mogło być inaczej. W połączeniu z maliną pachnie wspaniale, mam wrażenie, że na mojej skórze ktoś roztarł konfiturę. Wnętrze pączka na ciele - mogło być gorzej.
Szybko pojawia się na mnie oud, który wsparty przez słodką ambrę maluje się bardzo wdzięcznie, romantycznie i kobieco.


Gdzie ten uniseks?

Nie mam nic przeciwko, żeby Panowie nosili te perfumy, ale uważam, że jest w nich trochę za dużo dziewczęcej melancholii. Jeśli któryś z Panów czytających mnie (a wiem, że tacy istnieją!) te perfumy przetestuje - proszę o opinię, bardzo jestem ciekawa, jak Oud traktuje męską skórę.

A wracając do samego zapachu... Jest śliczny i wprost bajeczny. Bardzo przyjemnie spędza się w jego towarzystwie czas (w moim przypadku spotkanie trwa ok 7 godzin). Oud otula się ambrą i konfiturą, następnie kładzie się w paczuli i tak powolutku gaśnie...

Myślę, że Oud, który proponuje nam Gucci będzie dobry dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z oudem. Sama już trochę tych oudowców poznałam, wielu z nich nie udźwignęłam (głównie tych pochodzących z typowo arabskich pachnideł), kilka zapadło w pamięć. Nie nazwałabym siebie wielką miłośniczką tej nuty. Gucci Oud jest tak łatwy, miękki i ładny, że spokojnie może wprowadzać w świat oudowców. Mam wrażenie, że te perfumy dla zaprawionych nosów będą zbyt komercyjne i popkulturalne. Powiem więc, że dla mnie Gucci Oud w rodzinie oudowców są jak Ciara (piosenkarka na zdjęciu powyżej) dla muzyki R&B - nic odkrywczego, ale przynajmniej ładna i poprawna.

Foto via mimifroufrou.com; foto 2 Ciara w teledysku I Bet via eska.pl

Hermes - Un Jardin Sur Le Nil

$
0
0




Jean-Claude Ellena potrafi malować naturę zapachami jak mało kto. Ten człowiek to po prostu geniusz. Lubię nosić jego zapachy szczególnie wtedy, kiedy jestem wyciszona i w spokoju cieszę się swoim życiem. Nie mogę być wtedy wyprowadzona z równowagi, ani zajęta rozwiązywaniem problemów. Słynne ogródki Elleny są jak ścieżka dźwiękowa do szczęśliwego życia. A moim osobistym faworytem jest Un Jardin Sur Le Nil.

Zapach Un Jardin Le Nil jest zapachem orzeźwiającym, wilgotnym, ale bardzo subtelnym i ulotnym. Początkowo pachnie jak ogród po deszczu, dojrzewające w nieśmiało wyglądającym zza chmur słońcu pomidory i marchew, gdzieś za nimi słodycz z dozą egzotyki - radosne cytrusy i mango. Hermes budzi zmysły i dla mnie jest jedynym wybawicielem w upalne dni. Po chwili czuję w Sur Le Nil pewną wilgoć, zapach sitowia, najsubtelniejszego lotosu i piwonii zanurzonych w krystalicznie czystej wodzie.

W bazie tych perfum nie wyczuwam zbyt wiele. W oficjalnym spisie nut znajdziemy irysa, labdanum, cynamon, piżmo i kadzidło. Jeśli mam być całkowicie szczera - nie wyłapuję w kompozycji połowy z nich. Nie wiem, może to kwestia skóry lub mojego nosa. Migoczą mi przed oczami fioletowe irysy w cynamonowym pyłku, jednak nic innego już nie odnajduję, a sam Un Jardin Sur Le Nil nie trzyma się mojej skóry zbyt długo. Dobrze wyczuwam go przez maksymalnie 5 godzin. Jesienią czy zimą utrzymuje się dłużej, ale wtedy nie rozwija swoich skrzydeł i pachnie niespecjalnie. Na ten zapach należy mieć odpowiedni nastrój, dać mu korzystne warunki - wtedy może zachwycać.

Pomimo niezachwycającej trwałości mogłabym się z nim nie rozstawać. Gdyby ktoś wysłał mnie na bezludną wyspę z jednym flakonem - pewnie padłoby na wybór tych właśnie perfum. Pachną niezwykle świeżo, ale nigdy nie popadają w pospolity ton. Nie brakuje im lekkiej elegancji i pachną jak luksusowy wypoczynek.

Jestem osobą wyrazistą, pełną pasji i czującą zbyt wiele i nader intensywnie. Bardzo łatwo jest zaangażować mnie w dyskusję, bo na każdy temat mam swoje zdanie. Czasami jednak odzywa się we mnie spokój i mądrość i postanawiam milczeć w tajemniczym półuśmiechu - jak Mona Lisa. I wtedy właśnie lubię towarzystwo perfum Hermes. Nie wrzucają mi do głowy bodźców, wspomnień i nowych pomysłów. Pozwalają mi cieszyć się tym, co dzieje się w danej chwili, niczym innym. Dla mnie to sztuka. Zbyt często siedzę w przeszłości bądź przyszłości. Chyba muszę sobie sprawić arsenał flakonów Hermes, jako swoistą motywację. Każda wymówka jest dobra!

foto via youtube.com

Nowy wpis dla Perfumeria.pl: O polowaniu na samca alfa z flakonem w dłoni - perfumy dla uwodzicielki

$
0
0

Kto ma ochotę na rozważania z rozsądną dawką humoru?

Wszystkich chętnych zapraszam do lektury mojego artykułu napisanego specjalnie dla bloga Perfumeria.pl. Podjęłam temat perfum dla uwodzicielek (tak często o nie pytacie!) i potraktowałam go z przymrużeniem oka. Czasami warto podejść do pewnych tematów na luzie.

  • Czy istnieją idealne perfumy, które pozwolą zdobyć każdego mężczyznę?
  • Czy mężczyznę można łatwo rozszyfrować w kwestii zapachów? 
  • Od czego mogą zależeć olfaktoryczne upodobania panów?

Koniecznie przeczytajcie co mam na ten temat do powiedzenia i dajcie znać, co myślicie o tekście. Tekst znajdziecie tutaj.

Co dodałybyście od siebie? Macie jakieś sprawdzone zapachy przeznaczone do uwodzenia?
Dzielcie się, wszystkie skorzystamy ;)

zdjęcie via Perfumeria.pl

Konkurs! Wygraj perfumy Moschino Funny! + nagrody pocieszenia

$
0
0



Moi Kochani!
Lato nas nie oszczędza. Nie mam nawet siły testować nowości (choć na nadgarstki codziennie coś nowego chlapnę), wszystkie moje ukochane zapachy mogłyby mnie teraz chyba zabić... Postanowiłam Wam moją niedyspozycję wynagrodzić i zorganizować konkurs. :)

Nagrody:

1. Nagroda główna:Zestaw Moschino Funny! w skład którego wchodzą woda toaletowa o pojemności 25ml i żel do ciała o pojemności 50ml. Produkty zamknięte są w pięknym pudełeczku, jak widać na zdjęciu.

2. Nagrody pocieszenia: Do rozdania mam jeszcze dwie miniaturki perfum Balenciaga Paris 10. Avenue George V. Każda z nich zawiera 7,5ml wody perfumowanej.






Jak wziąć udział w konkursie?

Warunki uczestnictwa:
1. Należy być fanem facebookowego fanpejdża Edpholiczki - Wyznania edp/edt-holiczki 
2. Należy polubić ogłoszenie konkursu na facebooku
3. Należy umieścić komentarz pod wpisem konkursowym na blogu (czyli tym, który właśnie czytacie). W treści komentarza zostawcie nazwę perfum, których używacie najchętniej latem.

Niezastosowanie się do któregokolwiek z tych warunków dyskwalifikuje z udziału w konkursie.
Proszę o dokładne przeczytanie zasad i umożliwienie mi sprawdzenia, czy spełniacie warunki. Sprawdźcie sobie swoje ustawienia prywatności na FB, żeby potem nie było... pretensji :)
Proszę o podpisanie się w komentarzu, bym mogła powiązać osobę komentującą z tą na FB :)

Sposób rozstrzygnięcia konkursu:

! LOSOWANIE

Zamierzam z wszystkich osób, które zostawią tutaj komentarz wylosować 3.
Pierwsza otrzyma nagrodę główną, pozostałe dwie dostaną po miniaturce perfum Balenciaga. 


Nie jest to konkurs kreatywny, tylko na szczęście. Ktokolwiek chce spróbować szczęścia - zapraszam do zabawy. Jeśli ktoś z Was woli konkursy, w których "wygrywa najlepszy" - proszę o cierpliwość. Na chwilę obecną nie chciałabym podejmować trudnych decyzji, więc urządzam konkurs z losowaniem :)

Konkurs trwa do 23 lipca (2015 roku). Wyniki ogłoszę do trzech dni od zakończenia konkursu.

ZAPRASZAM WSZYSTKICH DO UDZIAŁU! POWODZENIA!

Aktualizacja kolekcji perfum Ani (Urwiska) po raz drugi.

$
0
0

Ania to pierwsza moja Czytelniczka, która postanowiła podzielić się z nami drugą aktualizacją swojej kolekcji. Dzieje się w niej wiele, co jest świetnym pretekstem by zajrzeć w jej zbiór i zadać jej kilka pytań.
Zapraszam do zapoznania się poprzednimi odsłonami kolekcji Ani:
Pierwszy wpis
Drugi wpis

Przed Wami zdjęcia kolekcji Ani i wywiad, którego mi udzieliła :) Zapraszam!























Spis perfum Ani:


Miniaturki:
1.Avon Today
2.Clinique Happy
3.Davidoff Cool Water
4.Donna Karan Be Delicious Fresh Blossom
5.Donna Karan My NY
6.Roberto Cavalli Acqua
7.Roberto Cavalli Paradiso
Większe odlewki:
1.Clean - Clean Rain
2.Dita von Tease - Erotique
3.Elizabeth Taylor - Violet Eyes
4.Lalique - Encre Noire Edt
Kolekcja:
Adidas:
1.Floral Dream
2.Get ready!
Avon:
3.Femme
4.Passion Dance
5.Rare Pearls
6.Rare Sapphires
7.Timeless
Al Rehab:
8.Choco Musk
Bourjois:
9.Evasion
10.Kobako Sensuelle
Cartier:
11.Baiser Vole Edp
Clean:
12.Summer Escape
13.Summer Linen
14.Summer Sailing
Coty:
15.L' aimant
16. Pret - a porter
Elizabeth Arden  :
17.Green Tea
18. Sunflowers
Givenchy :
19.Pi
Jessica Simpson
20.Fancy Nights
Jean Patou
21.Sublime
Kate Moss:
22. Lilabelle
Lacoste:
23.Eau de Lacoste
Madonna :
24.Truth or Dare
25.Truth or Dare Naked
Mauer & Writz
26. 4711
Naomi Campbell:
27.Naomi
Oriflame:
28Imagination
29.Love Potion
30.Mirage
Playboy:
31.Play it Sexy
Prince:
32.  3121
Revlon:
33.Charlie Gold
34.Charlie White
Roberto Cavalli
35.Nero Assoluto
Thierry Mugler
36.Womanity
Urlic de Varens :
37.Lily Prune Cotton Musk
Yves Rocher:
38.Comme une Evidence L'eau
39.Collection ETE 2014
40.Fruit Rouge
41.Mango& Passion Fruit
42.Moment de Bonheur
43.Poire Caramel
44.Quelques Notes d’Amour

45.So Elixir EDT
Oraz próbki ;)




Jak opisałabyś swoją kolekcję jednym słowem? Czy to możliwe?

Specyficzna.

Które z zapachów w Twojej kolekcji uważasz za najlepsze?

Womanity, Evasion, Baiser Vole, Pi, 4711

Patrząc na poprzednie odsłony Twojego zbioru, co poradziłabyś "sobie z przeszłości"?

Poradziłabym, żebym nie bać sięzapachów, stawiać na jakość nie na ilość. Używać perfum codziennie, nie tylko na specjalne okazje. Wychodzić poza ramy, nie uprzedzać się, zanim się nie pozna perfum dogłębnie.

Jak zmieniło się Twoje podejście do perfum, ich kolekcjonowania od ostatniej aktualizacji kolekcji?

Zaczęłam poznawać więcej perfum, poczułam się pewniej w tej materii. Penetrowałam grupy olfaktoryczne, których się bałam poznać, pokochałam aldehydy. Polubiłam słodkie, męskie perfumy. Przestałam się lubić z mega słodkimi damskimi perfumami ( z kilkoma małymi wyjątkami)  Powolutku zagłębiam się w temat niszy ;)

Które perfumy są teraz w top 10 Twojej chciej- listy?



Top Ten
1.Maorussia Slava Zaitsev
2. Jil Sander Sun
3.Shalimar Guerlain
4.Chanel No 5
5.Kenzo Jungle L'elephant
6.Pani Walewska
7.Serge Lutens Chergui
8. Eau des Baux L' occitane
9.Avon Far Away Gold
10. Pretty Swan Oriflame



Czy natrafiłaś na zapach, co do którego jesteś pewna, że nigdy Ci się nie spodoba? Ile szans jesteś w stanie dać trudnym perfumom?

Na bank nie spodoba mi się damski Plus Plus marki Diesel. Miało być mlecznie, waniliowo. Jest plastikowo i sztucznie :( Daję zazwyczaj 3 szanse. Nie wiem czy to dużo czy mało ;) Nie polubię też Gucci Premiere, Angel Pivonie, PUR Blancka Avon, Katy Perry Killer Queen.

Co myślisz o robieniu zapasów flakonów ukochanych zapachów?

Nie mam zwyczaju chomikowania. Kupowałam duże pojemności i raczej ciężko będzie mi to wszystko zużyć, do tego dochodzą próbki, odlewki, a pachnę zazwyczaj codziennie czym innym.

Czy wśród zapachów wycofanych ostatnio z produkcji są Twoi ulubieńcy? Jeśli tak, to jacy?



Z wycofanych chciałabym mieć obie flaszki Queen Latifah. Z tym, że jeden z nich pachnie zupełnie jak Angel i nie wiem czy kupić te czy w sumie Angela....



----------------------------------------------------------

Jak się Wam podoba kolekcja Ani?
Mnie bardzo. Rozrasta się w szybkim tempie, ale widać, że Urwisek wie czego chce i jest świadomy (świadoma? :P) swoich upodobań. Z chęcią podkradłabym jej Evasion, Baiser Vole,Womanity (:D), Sublime, wszystko od Yves Rocher, Pi, Ardenki, Mirage, Fancy Nights... A co Was kusi? Jesteśmy z Anią bardzo ciekawe :)

Aniu, dziękuję Ci bardzo za to, że jesteś tak otwarta i pozwoliłaś mnie i  innym perfumoholikom zajrzeć do swojego pięknego zbioru... Co mówić więcej - do następnego! :)

Zdjęcie Kermita via Stopklatka.pl, reszta zdjęć pochodzi od Ani
Viewing all 83 articles
Browse latest View live